Historia polskiej lekkiej atletyki to wzloty i upadki. Analizując na szybko, tych pierwszych było jednak znacznie więcej. Od pierwszych eksperymentalnych prób z procesem treningowym w latach 20-tych. Przez znaczące sukcesy dekadę później. Fantastyczny okres Wunderteamu w latach 50 i 60-tych i przedłużenie tegoż w kolejnym dziesięcioleciu. Upadek w latach 80-tych, mozolną odbudowę w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku, aż po szereg sukcesów w ostatnich 17 latach.
Spoglądając w przeszłość dekada lat siedemdziesiątych jest szczególna pod wieloma aspektami. Raz ze względu na ogrom sukcesów, dwa z tytułu wciąż aktualnych wartościowo wyników, które uzyskiwali lekkoatleci, trzy z faktu istnienia silnych grup zawodniczych niemal w każdym bloku polskiej królowej sportu. Niepodważalne dokonania członków „cudownej drużyny” z dwudziestolecia po II wojnie światowej były osiągnięciami w czasach dynamicznego rozwoju lekkiej atletyki. W dekadach poszukiwania nowych metod treningowych i błyskawicznego przesuwania granic ludzkiego organizmu. Te z lat siedemdziesiątych są o tyle cenne, że osiągane wówczas rezultaty do dziś stawiałyby ich autorów na najwyższych miejscach imprez międzynarodowych. Rekordy życiowe Ireny Szewińskiej, Grażyny Rabsztyn, Ludwiki Chewińskiej, czy Bronisława Malinowskiego stawiałyby ich autorów w XXI wieku na medalowych pozycjach mistrzostw Europy, świata i igrzysk olimpijskich. 8:09.11 Malinowskiego z Montrealu ‘76 to czas, który w każdym z 42 późniejszych lat mieści się w pierwszej dziesiątce najlepszych wyników podsumowań sezonów na świecie.
Bezsprzecznie największą legendą polskiej lekkiej atletyki był „Wunderteam”. Czas jego trwania określa się zazwyczaj między rokiem 1955, a 1967. Igrzyska w Meksyku ‘68 po dwóch poprzedzających, obfitujących w medale (15) przyniosły tylko dwa krążki, w dodatku autorstwa tej samej zawodniczki – Ireny Szewińskiej. Rok później nastąpił proces odbudowy i odmładzania szeregów lekkoatletycznej armii. Pierwsze sygnały nowej fali odbiły się szerszym echem po I Mistrzostwach Europy Juniorów w Paryżu 1970 roku. Na Stade Olympique Yves-du-Manoir ujawniły się ponadprzeciętne talenty Grażyny Rabsztyn, Mirosława Wodzyńskiego, Grzegorza Cybulskiego, Jana Ornocha, ale przede wszystkim Bronka Malinowskiego. 19-latek z grudziądzkiej „Olimpii” zdobył wówczas złoty medal w biegu na 2000m z przeszkodami.
Postęp i powrót do sukcesów sprzed kilku lat zaczął być widoczny już na mistrzostwach Europy seniorów w Helsinkach ‘71. Polska zajęła wówczas 5-te miejsce w najbardziej miarodajnej klasyfikacji punktowej. Lekkoatleci zdobyli wtedy 9 medali, 29-krotnie występowali w finałach i zgromadzili 116 punktów, czyli 24 więcej niż na poprzednim czempionacie w Atenach. Zaczęły istnieć w krajowej „lekkiej” silne grupy w obrębie danej konkurencji. Doskonałe płotkarki, silni tyczkarze i zadziwiający świat przeszkodowcy. W tej ostatniej konkurencji nasz reprezentacyjny zespół zawierał biegaczy, którzy pod względem średniej byli wówczas najlepsi na świecie. Polacy jako jedyni legitymowali się średnią „top 10” poniżej 8:30.00. Indywidualnie, sześciu naszych reprezentantów w roku 1972 zeszło poniżej 8 i pół minuty: Malinowski 8:22.2,Kazimierz Maranda 8:23.6, Jan Kondzior 8:25.6, Józef Rębacz 8:26.4, Tadeusz Zieliński 8:26.6
i Stanisław Śmitkowski 8:28.0.
Na mistrzostwach Europy 4 lata później było jeszcze lepiej – 10 medali w tym aż 4 złote i 4 miejsce w klasyfikacji punktowej. Igrzyska Olimpijskie w Monachium ‘72 były jeszcze powolnym rozpędzaniem królewskiej machiny. Sensacyjne złoto Władysława Komara, niemniej zaskakujący brąz Ryszarda Katusa w dziesięcioboju i trzecie miejsce rutynowanej Ireny Szewińskiej były dorobkiem uspokajającym, tym bardziej że na horyzoncie swoją obecność zaznaczała już wspomniana młodzież.
Młodzież dała o sobie znać już 4 lata później. Igrzyska Olimpijskie w Montrealu 1976 roku po raz pierwszy w historii zostały uszczuplone bardzo znaczącą. Bojkot 28 państw afrykańskich, jednego z Azji (Tajwan) i wycofanie się ze sportowego święta kolejnych 6 państw azjatyckich ze względu na problemy finansowe, stworzyły wokół Igrzysk XXI Olimpiady poczucie niepełnej wartości sukcesów. Poddając jednak szczegółowej analizie dokonania polskich lekkoatletów, należy jednak stwierdzić, że 4 z 5 medali miałyby dokładnie ten sam kolor w przypadku udziału wspomnianych reprezentacji bojkotujących.
Irena Szewińska triumfująca na 400m była dla świata absolutnie poza zasięgiem. Drugą zawodniczkę w podsumowaniu sezonu wyprzedzała o pół sekundy. W top „10” oprócz Polki znajdowały się wówczas dwie Finki, jedna Amerykanka i… 6 reprezentantek NRD!
Wśród rywali naszych eksportowych tyczkarzy również nie było zawodników z państw nieuczestniczących w igrzyskach. Władysław Kozakiewicz i Tadeusz Ślusarski zajmowali 3 i 4 pozycję podsumowania sezonu na świecie. Resztę pierwszej dziesiątki dopełniali – Amerykanie w liczbie pięciu, dwóch skoczków radzieckich i jeden Fin. Kolejny z mistrzów montrealskich – Jacek Wszoła musiał stawić czoło głównie zawodnikom z Ameryk Północnej i reprezentantom ZSRR. W biegu na 3000m z przeszkodami czołówkę stanowili wówczas zawodnicy europejscy. Afryka Wschodnia, która tak bardzo zdominowała tą konkurencję począwszy od końca lat 80-tych do dziś, wówczas nie liczyła się w walce o medale. Srebrny medal Malinowskiego pozostałby zatem srebrnym medalem. Być może przy obecności zespołu długiej sztafety Nigerii miejsce naszego teamu uległoby zmianie. Nigeria dobrze wypadła w próbie przedolimpijskiej uzyskując 3:02.2. Polski zespół był jednak na tym poziomie ustabilizowany, a w finale olimpijskim wzniósł się na absolutne wyżyny uzyskując 3:01.43 i zdobywając olimpijskie wicemistrzostwo. Miałaby zatem Nigeria bardzo trudne zadanie, a jeśli jakimś cudem zepchnęłaby Polskę oczko niżej i tak nasi reprezentanci wróciliby z Montrealu z 5 medalami. Z pełną świadomością można zatem stwierdzić, że sukcesy z igrzysk ‘76 nie są naznaczone wspomnianym bojkotem.
W dekadzie lat siedemdziesiątych polscy lekkoatleci zdobyli 111 medali seniorskich imprez mistrzowskich. W dorobku tym znalazło się: 8 medali olimpijskich, 26 mistrzostw Europy, 74 medale halowych mistrzostw Europy i 3 przełajowych mistrzostw świata. W tym plonie 4 krążki należą do Bronka Malinowskiego (srebro igrzysk montrealskich, 2 złota mistrzostw Europy i wicemistrzostwo świata w przełajach). Niewątpliwym był również udział Polaków w rozwoju europejskiej i światowej lekkiej atletyki. W tak wymiernej dyscyplinie sportu rozwój ten określony jest oczywiście wynikami sportowymi. A te były kilkukrotnie skrojone na miarę rekordów świata i Europy. Te pierwsze ustanowione zostały przez 5 pań. Nasze reprezentantki czyniły to 11-krotnie w 6 konkurencjach lekkoatletycznych. Rekordy Europy padały ośmiokrotnie (dwa wyrównania) w 4 konkurencjach.
Rekordy świata:
– Irena Szewińska: 200m – 22.21 (1974)
– Irena Szewińska: 400m – 49.9 (1974)
– Irena Szewińska: 400m – 49.75 (1976)
– Irena Szewińska: 400m – 49.29 (1976)
– Teresa Sukniewicz: 100m p.pł. – 12.8 (1970)
– Teresa Sukniewicz: 100m p.pł. – 12.7 (1970)
– Grażyna Rabsztyn: 100m p.pł. – 12.48 (1978)
– Teresa Sukniewicz: 200m p.pł. – 25.8 (1970)
– Krystyna Kacperczyk: 400m p.pł. – 56.61 (1974)
– Krystyna Kacperczyk: 400m p.pł. – 55.44 (1978)
– Ewa Gryziecka: oszczep – 62.70 (1972)
Rekordy Europy:
– Bronisław Malinowski: 3000m prz. – 8:22.2 (1972)
– Jacek Wszoła: wzwyż – 2.29 (1976)
– Władysław Kozakiewicz: tyczka – 5.60 (1975)
– Władysław Kozakiewicz: tyczka – 5.62 (1976)
– Tadeusz Ślusarski: tyczka – 5.62 (1976)
– Władysław Kozakiewicz: tyczka – 5.64 (1977)
– Władysław Kozakiewicz: tyczka – 5.66 (1977)
– Nowosz, Cuch, Werner, Badeński: 4x200m – 1:23.6 (1970)
Na uwagę zasługuje fakt, że Irena Szewińska przeniosła dystans jednego stadionowego okrążenia w zupełnie nowy wymiar. Została pierwszą kobietą w historii, której udała się sztuka pokonania 400m poniżej 50 sekund. Na dystansie tej samej długości, ale z płotkami szlaki przecierała Krystyna Kacperczyk, która jest pierwszą oficjalnie notowaną rekordzistką świata w tejże konkurencji.
Poza wielkimi sukcesami w samej rywalizacji sportowej, Polska zanotowała również osiągnięcia na płaszczyźnie organizacyjnej. W 1975 roku po raz pierwszy w historii nasz kraj otrzymał prawo do organizacji lekkoatletycznej imprezy europejskiego formatu. W katowickim „Spodku” 8 i 9 marca odbyły się wówczas halowe mistrzostwa Europy w LA. Tak o tym wydarzeniu pisała ówczesna prasa:
Premiera zyskała najwyższe oceny bardzo wymagających przedstawicieli IAAF i dziennikarzy zagranicznych. Nikt nie zgłosił przez dwa dni najmniejszych zastrzeżeń, a to zdarza się nader często na tego typu imprezach organizowanych w innych krajach. […]
O sukcesie mistrzostw w dużym stopniu zadecydowała piękna architektura i bogate wyposażenie katowickiej hali. Po raz pierwszy HME rozegrane zostały w tak luksusowym obiekcie, spełniającym wszystkie wymogi zawodników, widzów, osób towarzyszących i oczywiście dziennikarzy. [..]. W pełni zdała egzamin również katowicka widownia. Zawodnicy, zarówno medaliści jak ci, którym się nie poszczęściło przyjmowani byli i żegnani serdecznymi oklaskami. Widzowie z dużą satysfakcją śledzili porządek na płycie hali oraz punktualność poszczególnych punktów programu
Zawody zgromadziły najwybitniejszych przedstawicieli europejskiej królowej sportu z Walerym Borzowem, Rosmarie Ackermann, Ireną Szewińską czy Wiktorem Saniejewem na czele. Padło kila wyników wartych zapamiętania, m.in. 1.92cm w skoku wzwyż i 17.01 w trójskoku wspomnianych Ackermann i Saniejewa i 20.05 Marianne Adam w pchnięciu kulą.
4 lata później na stadionie bydgoskiej „Zawiszy” odbyły się juniorskie mistrzostwa Starego kontynentu. Swoje kariery zaczynali wówczas przyszli rekordziści świata – Steve Cram (1500m, 1 mila, 2000m), Dietmar Mogenburg (skok wzwyż) i wciąż aktualny autor najdłuższego rzutu dyskiem – Jurgen Schult (74.08).
To wydarzenie, wicemistrzostwo świata Bronka Malinowskiego w biegach przełajowych i 4 miejsce polskiej, męskiej drużyny w superlidze pucharu Europy zamknęły wyśmienitą dekadę lat 70-tych. Dekadę wspominaną przynajmniej przez 2 kolejne pokolenia brodzące w pędzącym pod koniec lat 80-tych strumieniu regresu, błądzące w mroku niemocy i wreszcie wypchnięte na międzynarodowy, lekkoatletyczny margines.
W latach 70-tych oprócz wspomnianej liczby 111 medali zanotowano ponad 400 rekordów Polski. 17 z nich w oficjalnych konkurencjach olimpijskich należy do Bronisława Malinowskiego (5000, 10000m, 3000m prz). Dodać należy, że 5 innych uzyskiwał Bronek w konkurencjach nieoficjalnych (1 mila, 3000m, 2 mile). W 1973 roku po 17 latach powrócono do rozgrywania halowych mistrzostw Polski. Kilka obiektów w kraju zyskało bieżnię tartanową.
Część środowiska okrzyknęło ówczesną drużynę „Wunderteamem 2”, bo nikt nie ma wątpliwości, że wielkość postaci i ich dokonań nie ustępuje wspaniałym poprzednikom. Ostatecznie bohaterów tamtych lat zwykło się nazywać „generacją tartanową”. Wspaniałą generacją, która na wiele lat zawiesiła następcom poprzeczkę tak wysoko, że jest ona nieosiągalna do dziś.